Świąteczne zawieszenie broni podczas I wojny światowej

Jak na krótki czas dobra nowina wstrzymała krwawe działania rządów.

W sierpniu 1914 r. główne potęgi Europy rozpoczęły wojnę z radosnym przeświadczeniem o jej szybkim końcu. Niemcy, rosnąca potęga o olbrzymich aspiracjach, która zajęła już terytorium całej Belgii, starały się szybko zaszachować Francję, zanim uda się zmobilizować Rosji i zapobiec w ten sposób perspektywie wojny na dwóch frontach. Tysiące młodych Niemców spodziewając się najwyżej sześciotygodniowego konfliktu wsiadało do pociągu śpiewając optymistyczny refren: „Ausflug nach Paris. Auf Widersehen auf dem Boulevard”. „(„Wycieczka do Paryża. Do zobaczenia ponownie na Bulwarze”).

Francuzi chceli pomścić utratę Alzacji i Lotaryngii na rzecz Niemiec w 1870 roku. Brytyjski rząd podejrzliwy w kwestii rosnącej potęgi Niemiec zmobilizował setki tysięcy młodych mężczyzn, aby „dać Hunom lekcję”. Na całym kontynencie, jak napisał brytyjski historyk Simon Rees, „miliony żołnierzy, rezerwistów i wolontariuszy …. ruszyło z entuzjazmem pod wojennymi sztandarami ….. Atmosfera była raczej wzniosła niż napięta”.

Każda ze stron spodziewała się zwycięstwa jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia. Jednak grudzień zastał obie strony konfliktu na froncie zachodnim – linii okopów ciągnącej się setkami kilometrów przez Francję i Belgię. W niektórych miejscach wzdłuż frontu walczący znajdowali się na mniej niż 30 metrów od siebie. Źle wyposażeni na zimowe temperatury żołnierze chronili się w okopach wykopanych w brudnoszarej ziemi.

Znajdujące się między nimi teren ziemi niczyjej uścielony było okropnymi pozostałościami wojny – zużytą amunicją i martwymi ciałami tych, na których amunicję tą zużyto. Szczątki wielu zabitych żołnierzy groteskowo wisiały na zasiekach z drutu kolczastego. Wioski i domy obróciły się w ruinę. Opuszczone kościoły zostały zamienione na siedzibę wojsk.

W miarę jak straty rosły, a wyjścia z impasu dalej nie było widać, po obu stronach frontu wojenna gorączka zaczęła powoli opadać. Po stronie oddziałów francuskich, belgijskich i angielskich walczyli Hindusi i Sikhowie z Indii, jak również Gurkowie z himalajskiego królestwa Nepalu. Wielu z nich zostało na siłę wcielonych do służby na froncie zachodnim i nie pałało chęcią do walki.

Ci poborowi zabrani na front z odległych kolonii zostali rozmieszczeni okopach na belgijskiej ziemi. Na froncie znaleźli się również Szkoci dumnie noszących swoje kilty pomimo grudniowego chłodu.

Niemieckim wojskom przewodzili Junkrzy, elita pruskich oficerów, przedstawiciele arystokracji. Wojsko składało się z bawarskich, saksońskich, westfalskich i heskich rezerwistów z których wielu mieszkało – a nawet urodziło się – w Anglii i mówiło po angielsku doskonale. Pomimo wysiłków Bismarcka, aby zjednoczyć księstwa niemieckie, wielu niemieckich żołnierzy było bardziej związanych ze swoimi rodzinnymi stronami niż z abstrakcyjną ideą narodu niemieckiego.

Towarzysze broni

Ściśnięci w zimnych, smaganych deszczem rowach, otoczeni rozkładającymi się szczątkami swoich towarzyszy, żołnierze po obu stronach ponuro trzymali straż. 7 grudnia papież Benedykt XV wezwał do zawieszenia broni na Boże Narodzenie. Propozycja ta spotkała się z niewielkim zainteresowaniem wśród przywódców politycznych i wojskowych. Jednak zupełnie inaczej postrzegały sytuację wyczerpane wojną oddziały frontowe.

Meldunek wysłany 4 grudnia przez dowódcę Brytyjskiego II Korpusu donosił o frontowym nastawieniu żołnierzy „żyj i pozwól żyć”. Mimo, że nie było to w pełni tego słowa znaczeniu braterstwo pomiędzy wrogimi siłami, tak jednak pojawiły się pewne inicjatywy zmierzające do pojednania. Żadna ze stron nie strzelała do drugiej w porze posiłków, a przeciwnicy coraz częściej rozmawiali ze sobą pomimo rozgraniczającego ich pasa ziemi niczyjej. W liście opublikowanym przez Edinburgh Scotsman, Andrew Todd z Royal Engineers informował, że żołnierze wzdłuż jego odcinka frontu, znajdując się „miejscami tylko 60 metrów od siebie …. zaczęli się zaprzyjaźniać”.

Zamiast strzelać ołowiem do swoich przeciwników od czasu do czasu wymieniali się gazetami (obciążając je kamieniami) i puszkami z racjami żywnościowymi. Czasami dochodziło to ostrej wymiany zdań czy obrzucania się wyzwiskami, ale ich nasilenie nie było większe niż „podczas niegroźnej stłuczki dwóch taksówek w Londynie”, donosił Leslie Walkinton z Queen’s Westminster Rifles.

W grudniu zapał bojowy frontowych żołnierzy osłabł. Wraz ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia coraz częściej wzdłuż linii frontu pojawiały się gesty dobrej woli. Na tydzień przed świętami oddziały niemieckie w pobliżu Armentieres przekazały swoim brytyjskim przeciwnikom „wspaniały” tort czekoladowy. Do tej wybornej oferty pokoju dołączono niezwykłe zaproszenie:

„Serdecznie zapraszamy do wzięcia udziału dziś wieczorem w koncercie organizowanym z okazji urodzin naszego kapitana – pod warunkiem, że jako goście dacie nam swoje słowo honoru, że pomiędzy 7:30 a 8:30 wstrzymacie się od działań wojennych….. Kiedy równo o 7:30 zobaczcie zapalone na skraju okopów po naszej stronie świece możecie bezpiecznie wychylić głowy, a my zrobimy to samo i rozpoczniemy koncert.”

Koncert odbył się tak jak uzgodniono. Według relacji naocznego świadka niemieckie oddziały śpiewały „jak Christy Minstrels”. Wszystkie piosenki zbierały entuzjastyczne brawa od brytyjskich żołnierzy, co skłoniło Niemców do zaproszenia ich do przyłączenia się do chóru. Gdy pewien brytyjski żołnierz śmiało krzyknął: „Wolimy umrzeć niż śpiewać po niemiecku”, to jego kpina spotkała się natychmiast z dobroduszną odpowiedzią niemieckich szeregów: „Śpiew w waszym wykonaniu bez wątpienia by nas zabił”. Koncert zakończył się entuzjastycznym wykonaniem „Die Wacht am Rhein” i został zamknięty kilkoma strzałami celowo skierowanymi w ciemne niebo – sygnałem, że krótki odpoczynek czas zakończyć.

W innych miejscach frontu porozumiano się w celu pochówku zabitych oraz zapewnienia odpowiedniego leczenia rannym żołnierzom.

Geoffrey Heinekey z Queen’s Westminster Rifles opisał w liście do matki wydarzenie, które miało miejsce 19 grudnia. „Niektórzy Niemcy wyszli z podniesionymi rękoma i zaczęli zabierać rannych, więc my również natychmiast wyszliśmy z okopów i zaczęliśmy znosić naszych” – wspomina. Niemcy skinęli w naszą stronę i wielu z nas podeszło do nich porozmawiać, prosząc by pomogli nam pogrzebać naszych zabitych”. Trwało to cały ranek. Rozmawiałam z kilkoma z nich i muszę powiedzieć, że wydali mi się wyjątkowo dobrymi ludźmi…. Jakkolwiek ironiczne by to nie zabrzmiało. Noc wcześniej walczyliśmy ze sobą, a rano paliliśmy w zgodzie ich papierosy, a oni nasze”.

Piłka nożna na ziemi niczyjej

Wkrótce rozmowy wzdłuż frontu zwróciły się ku perspektywie formalnego zaprzestania działań wojennych na cześć Bożego Narodzenia. Podobnie jak to było wcześniej pomysł ten spotkał się z oporem przełożonych. Historyk Stanley Weintraub, w swojej książce „Cicha Noc: Historia bożonarodzeniowego zawieszenia broni”, napisał:

„Większość dowództwa patrzyła nieprzychylnie na wcześniejsze bratanie się się stron. Jednak rozejm na Boże Narodzenie to co innego. Rozluźnienie atmosfery w czasie świąt Bożego Narodzenia osłabiło ducha poświęcenia wśród żołnierzy, którym brakowało ideologicznego zapału. Mimo wysiłków propagandzistów, niemieccy rezerwiści nie wykazywali oznak nienawiści. Namawiani do pogardy dla Niemców Brytyjczycy nie widzieli żadnego powodu, żeby odbijać francuskie i belgijskie drogi oraz pola kapusty. Jak w przypadku większości wojen żołnierze ci walczyli po prostu w celu ochrony swoich bliskich oraz pozostałych członków społeczeństwa.”

W pewnym sensie sama wojna toczyła się w obrębie rodziny, ponieważ zarówno cesarz Wilhelm II z Niemiec jak i król Anglii George V byli wnukami królowej Wiktorii. Co ważniejsze, wszystkie walczące narody były częścią kultury chrześcijańskiej. Ironia tego faktu nie umknęła uwadze tych, którzy zostali skazani na spędzenie Bożego Narodzenia na froncie.

W wigilię niemiecka strona frontu promieniała blaskiem świecących się Tannenbaum – małych choinek ustawianych, czasem pod ostrzałem, przez żołnierzy zdeterminowanych do upamiętnienia tego dnia. „Dla większości brytyjskich żołnierzy niemiecki zapał do świętowania Bożego Narodzenia było szokiem. Ich propaganda ciągle wspominała o bestialstwie wroga. Niemcy zaś uważali Brytyjczyków i Francuzów za bezdusznych materialistów niezdolnych do obchodzenia świąt” – napisał Weintraub. Francuzi i Brytyjczycy uważający Niemców za pogan – a nawet dzikusów – nie spodziewali się, że ci będą ryzykować życiem dla choinki” – napisał Weintraub. Ze zdumieniem więc obserwowali jak ci uparcie wysuwali się z okopów, aby ponownie ustawić drzewka uszkodzone w wyniku ostrzału”.

Hinduskim poborowym świecące się choinki przypominały latarnie, których używa się podczas hinduskiego „Święta Świateł”. Niektórzy z nich musieli się na pewno zastanawiać, po co znaleźli się o chłodzie i głodzie w obliczu samotnej śmierci tysiące kilometrów od swoich domów jako żołnierze w wojnie, w której narody chrześcijańskie stanęły przeciwko sobie. „Nie myśl, że to jest wojna” – napisał jeden z żołnierzy z Pendżabu w liście do krewnego. „To nie jest wojna. To koniec świata”.

Po każdej stronie tego bratobójczego konfliktu znaleźli się ludzi zdeterminowani do praktykowania tradycji świąt pomimo trwającego konfliktu. Gdy święta nadeszły niemieckie wojska krzyczały do brytyjskich: „Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, Anglicy!”. To pozdrowienie wywołało raz szyderczą odpowiedź jednego ze szkockich żołnierzy, którego zdenerwował fakt, że został nazwany Anglikiem: „Wzajemnie Frycu, tylko nie udław się angielską kiełbasą!”.

Zimno niespodziewanie odpuściło przynosząc wytchnienie żołnierzom. Wzdłuż całego frontu wojska powychodziły ze swoich okopów i umocnień, podchodząc do siebie ostrożnie. Na pasie ziemi niczyjej wymieniano pozdrowienia i uściski dłoni, a nawet prezenty otrzymane w paczkach od rodzin. Niemcy wręczali pamiątki, które zwykle zdobywano tylko poprzez rozlew krwi – kaski z charakterystycznym kolcem na czubie oraz klamry do pasów z napisem „Bóg z nami”. Wymieniali je na podobne brytyjskie bibeloty. Kolędy śpiewano po niemiecku, angielsku i francusku. Wykonano kilka zdjęć brytyjskich i niemieckich oficerów stojących obok siebie i nieuzbrojonych.

W pobliżu Ypres Niemcy i Szkoci upolowali dzikie zające, które posłużyły do świętowania. Być może to wysiłek związany z gonieniem za zwierzyną zrodził pomysł rozegrania meczu piłki nożnej. Nie było trzeba wiele, aby zainspirować młodych mężczyzn – z których wielu stanowiło angielską młodzież rekrutowaną czasami prosto z boisk piłkarskich do wojska – do rozegrania meczu. Liczne relacje w listach i gazetach świadczą o tym, że w Boże Narodzenie 1914 roku niemieccy i angielscy żołnierze grali w piłkę nożną na zamarzniętej murawie pomiędzy liniami okopów.

Brytyjski artylerzysta polowy porucznik John Wedderburn-Maxwell opisał to zdarzenie jako „chyba najbardziej niezwykłe wydarzenie całej wojny – rozejm żołnierski bez żadnych sankcji ze strony oficerów i generałów….”.

Nie znaczy to, że ta impreza sportowa spotkała się z bezwarunkową aprobatą. Przypadkowa wymiana ognia wzdłuż frontu przypomniała, że oficjalnie wojna wciąż jeszcze trwa.

Pewien żołnierz znajdujący się na tyłach linii frontu, „wychudły, blady, z grubym ciemnym wąsem i kapturem nasuniętym na oczy” przyglądał się tej spontanicznej erupcji chrześcijańskiej wspólnoty z nienawistną pogardą. Ten niemiecki posłaniec polowy pochodzący z Austrii wyszydzał zachowanie swoich towarzyszy, którzy wymieniali pozdrowienia bożonarodzeniowe ze swoimi brytyjskimi odpowiednikami. „Takie coś nie powinno się zdarzyć w czasie wojny” – grzmiał kapral Adolf Hitler. „Czy oni stracili nawet resztki niemieckiego honoru?”. „Hitlerem kierowało coś więcej niż patriotyczne nastawienie”, zauważył Weintraub. „Choć był ochrzczonym katolikiem, odrzucał wszelkie obrzędy religijne, nawet wtedy gdy jego jednostka świętowała w piwnicy klasztoru Messynów”.

Co gdyby ….?

2 stycznia 1915 r. w relacji ze świątecznego zawieszenia broni na froncie London Daily Mirror napisał, że głoszona przez władzę „ewangelia nienawiści” straciła moc wywierania presji na żołnierzy, którzy poznali swoich odpowiedników z przeciwnego okopu.

„W sercu żołnierza rzadko gości nienawiść” – skomentowała gazeta. „Idzie do boju, bo taki jest jego zawód. Nie rozważa dlaczego doszło do wojny. Walczy o swój kraj stając przeciw jego wrogom. Wspólnie z innymi ryzykuje swoje życie. Dobrze wie, że jego towarzysze nie są złymi ludźmi”.

„Wielu brytyjskich i niemieckich żołnierzy oraz oficerów liniowych postrzegało się wzajemnie jako ludzi honoru”, napisał Weintraub. Dowództwo i oddziały zrozumiały, że człowiek po drugiej strony lufy karabinu, to nie bezduszny potwór jak przedstawiała go ideologiczna propaganda rządu, ale przestraszony i zdesperowany żołnierz, który chce przeżyć i wrócić do swojej rodziny. Dla wielu ludzi ta prawda dotarła ze szczególną siłą, gdy zobaczyli zapalane po drugiej stronie zasiek choinki.

W tym znajomym symbolu choinki – ozdoby, która pochodzi jeszcze z czasów pogańskich – brytyjskie i niemieckie wojska odkryły „nagle łączące je ogniwo”, napisał brytyjski pisarz Arthur Conan Doyle po wojnie (konflikt ten, pochłonął życie jego syna). „To było niesamowite zdarzenie” – rozważał Doyle – „i musiało wzbudzić gorzkie myśli u wszystkich wysoko urodzonych konspiratorów knujących przeciwko pokojowi na świecie, którzy w swoich szalonych ambicjach podburzali ludzi, aby ci brali się za podrzynanie gardeł, zamiast wziąć się za ręce”.

W niezwykłym liście opublikowanym 4 stycznia w londyńskim „The Times of London” pewien niemiecki żołnierz stwierdził, że „wspaniałe sceny, które miały miejsce w okopach [w czasie świąt Bożego Narodzenia] pokazały, że nie ma złości ani po naszej stronie, ani w wielu ludziach, którzy zostali nastawieni przeciwko nam”. Z pewnością inaczej rzeczy się miały w przypadku tych, którzy zaaranżowali tę wojnę, „wysoko urodzonych konspiratorów przeciwko pokojowi na świecie”. Jak zauważa brytyjski historyk Niall Ferguson, plany ludzi stojących za wywołaniem wojny zakładały „maksymalną rzeź przy ich minimalnych kosztach”.

Nieformalny rozejm zawarty w czasie Bożego Narodzenia na froncie, przetrwał do następnego dnia (znanego Brytyjczykom jako „Boxing Day”). Niestety brutalne działania wojenne wznowione jeszcze przed Nowym Rokiem zniszczyły krótkotrwałe porozumienie, która pojawiło się pomiędzy chrześcijanami z przeciwnych obozów.

Większość wojen to bezsensowne masowe mordy i niepotrzebne zniszczenia. Jednak I wojna światowa jest godna uwagi nie tylko ze względu na to, że można było jej uniknąć a jej wybuch nie miał uzasadnienia, tak jak w przypadku większości wojen. Odegrała ona bowiem rolę w otwarciu bram piekieł. Powszechny głód i doprowadzenie do ruiny gospodarczej Niemiec, w czasie wojny i po jej zakończeniu, przyczyniły się do rozwoju ruchu narodowego socjalizmu (nazizmu). Prawie identyczne zniszczenia doprowadziły Lenina i bolszewików do władzy w Rosji. Benito Mussolini, socjalistyczny agitator, uważany za spadkobiercę Lenina, doszedł do władzy we Włoszech. Radykalne odłamy nietolerancyjnego totalitarnego nacjonalizmu stały się wrzodem Europy. Nasiona przyszłych wojen i terroryzmu zostały głęboko zasiane nawet na Bliskim Wschodzie.

Co by się stało, gdyby w 1914 r. zawieszenie broni na Boże Narodzenie zakończyło wojnę? Czy mógł nastąpić wynegocjowany pokój, który uratowałby wielu chrześcijan? Nie wiemy. Wątpliwe jest, czy „wysoko urodzeni konspiratorzy przeciwko pokojowi na świecie” zostaliby na długo zniechęceni do realizacji swoich obłąkanych planów. Na pewno jednak rozejm – ta fermata w symfonii zniszczenia – zilustrował ponadczasową prawdę o naturze ludzkiej duszy zaprojektowanej przez Stwórcę.

Zastanawiając się nad tym nietypowym zawieszeniem broni, szkocki historyk Roland Watson napisał: „Państwo wydaje rozkazy 'Zabijaj! Okaleczaj! Podbijaj', ale instynkt ukryty w każdym człowieku wzbrania się przed wysłaniem kuli w kierunku kogoś, kto nie popełnił żadnego przestępstwa, a kto raczej mówi wraz z nim: „Co ja tu robię?””.

Tak oto na krótki czas dobra nowina wstrzymała krwawe działania rządów.

Opracowanie na podstawie „The Truce of God

Jak Sowieci próbowali ukraść Boże Narodzenie

Każdy reżim, który próbuje zastąpić znany nam świat światem syntetycznym, wypowiada wojnę ludzkiej duchowości.

Dziadek Mróz

Kiedy reżimy totalitarne (zazwyczaj lewicowe) przejmują władzę, jedną z pierwszych rzeczy, które robią, jest zniszczenie uświęconych symboli religijnych i kulturowych. Ma to na celu przebudowanie społeczeństwa od podstaw. Przykładem wprowadzania takich zmian jest propaganda sowiecka mająca na celu zastąpienie symboli Bożego Narodzenia. Odnosząc się m.in. do takich działań Ronald Reagan nazywał państwo stworzone przez komunistów „imperium zła”.

Po rewolucji rosyjskiej nowy ateistyczny rząd rozpoczął antyreligijną kampanię. Wszystkie symbole uważane za religijne i/lub „burżuazyjne” zostały usunięte i zastąpione nowymi, świeckimi wersjami. W ten sposób święta Bożego Narodzenia (które w rosyjskim kalendarzu prawosławnym wypadają 7 stycznia) zostały zniesione na rzecz Nowego Roku, a kilka tradycyjnych świątecznych zwyczajów i postaci otrzymało nowe tożsamości. Mikołaj ustąpił miejsca Dziadkowi Mrozowi (fikcyjnej postaci z czasów pogańskich). W nowej „szopce” pojawił się on i jego wnuczka Śnieżka w miejsce Józefa i Maryi, czasem z chłopcem symbolizującym Nowy Rok, dodanym w miejsce Jezusa. Na kartach bożonarodzeniowych często widniał Dziadek Mróz obok radzieckiego kosmonauty w statku kosmicznym oznaczonym sierpem i młotem.

Wszystkie symbole uznane za religijne i/lub „burżuazyjne” zostały usunięte i zastąpione nowymi, świeckimi wersjami.

Tego typu obrazki mogą wydawać się dziś śmieszne, ale działania mające na celu niszczenie tradycji są nieodłączną częścią radykalnych ruchów społecznych, znanych z historii. Pomyślmy o rewolucjonistach francuskich, którzy zastąpili chrześcijański kalendarz kalendarzem naturalistycznym, a nawet zmienili nazwy miesięcy i dni tygodnia, aby uniknąć wszelkich możliwych odniesień do chrześcijaństwa.

Sowieci nie byli jedynymi, którzy mieli problem z Bożym Narodzeniem. Również purytanie z XVII-wiecznego Bostonu byli mu zdecydowanie przeciwni. „Ogłoszenie publiczne”, które przetrwało z tamtych czasów informuje:

„Obchodzenie Bożego Narodzenia zostało uznane za świętokradztwo. Wymiana prezentów i pozdrowień, odświętne ubieranie się, ucztowanie i podobne praktyki szatańskie są niniejszym ZABRONIONE i traktowane jako przestępstwo podlegające karze grzywny w wysokości pięciu szylingów.”

Jedni nienawidzili Bożego Narodzenia, ponieważ było ono religijne, a inni ponieważ było niereligijne. Historia i natura ludzka są pełne sprzeczności.

Sowieci w końcu złagodzili swoje stanowisko. W 1935 roku Paweł Postyszew, członek Partii Komunistycznej, napisał w Prawdzie artykuł piętnujący skrajną frakcję antybożonarodzeniową. Oświadczył, że należy przywrócić święta Bożego Narodzenia dla przyjemności i dobra dzieci. (Nie trzeba chyba tłumaczyć, że celem wszelkich poczynań w stosunku do dzieci było zawsze uczynienie ich posłusznymi sługami państwa). Po upadku Związku Radzieckiego w 1991 roku świętowanie Bożego Narodzenia znów stało się powszechne.

Wszystko to pokazuje, że choć można walczyć z tradycją, nie można jej całkowicie zniszczyć. Może ona zejść pod ziemię, może czekać w uśpieniu, ale gdy tylko zniesione zostaną ograniczenia, tradycja wróci na nowo do życia. Każdy reżim, który próbuje zastąpić znany świat jego sztuczną parodią, jest zasadniczo w konflikcie z duchową naturą człowieka.


Opracowanie na podstawie „How the Soviets Stole Christmas

Czego Kinga Rusin nigdy nie przeczyta o łowiectwie, czyli prywatny rezerwat przyrody w RPA

Zarządzanie parkiem dzikiej przyrody

W 1956 r. grupa właścicieli ziemskich zainteresowanych ochroną przyrody utworzyła Stowarzyszenie Timbavati. Jego celem jest rewitalizacja i ochrona rozległych dzikich terenów. Od tamtego czasu obszary chronione w Kruger Lowveld znacznie się powiększyły. W 1993 roku zlikwidowano ogrodzenia pomiędzy Timbavati oraz sąsiadującymi z nim prywatnymi rezerwatami przyrody i Parkiem Narodowym Krugera. Powstała duża, tętniąca życiem, nieogrodzona, ale jednocześnie chroniona przestrzeń, która obecnie stanowi część Wielkiego Transgranicznego Rezerwatu Przyrodniczego Limpopo — Greater Limpopo Transfrontier Conservation Area (GLTFCA).

Park Timbavati sprawnie funkcjonuje pomimo ciągle zmieniających się warunków zewnętrznych przez które zarządzanie tak dużym prywatnym rezerwatem przyrody jest dziś trudniejsze niż było kiedyś. Ciągłym wyzwaniem, któremu musi stawić czoła personel parku jest walka z kłusownictwem nosorożców. Koszty przeciwdziałania i zwalczania kłusownictwa wzrosły w ciągu ostatnich 6 lat o zatrważające 900%, pochłaniając 63% rocznego budżetu operacyjnego. Oprócz walki z przestępczością zorganizowaną i nielegalnym handlem dzikimi zwierzętami pracownicy parku muszą radzić sobie również z innymi poważnymi wyzwaniami. Muszą podejmować działania, które zapewnią przetrwanie dzikiej przyrody bez wchodzenia w konflikt z okoliczną ludnością.

Mało kto wie, że prywatne rezerwaty przyrody stały się ważnymi elementami krajobrazu Greater Kruger bez żadnego finansowego wsparcia ze strony rządu. Wszystkie środki potrzebne na ich utrzymanie są generowane przez same rezerwaty — środki na pokrycie kosztów zwalczania kłusownictwa, wynagrodzenia strażników, ekologów i innych pracowników, organizacji kosztownych spisów zwierząt przeprowadzanych z powietrza w celu monitorowania całych populacji, monitorowanie warunków wegetacyjnych, kontrolowanie roślinności, a także konserwacja dróg własnych i dojazdowych, tworzenie pasów przeciwpożarowych oraz ogrodzeń — to tylko kilka przykładów.

Znalezienie stabilnego modelu finansowania organizacji non-profit, który jednocześnie nie narazi na szwank środowiska i nie wpłynie negatywnie na cel główny jakim jest ochrona przyrody, stanowi nie lada wyzwanie.

Zrównoważony rozwój i model finansowania

Timbavati działa dzięki dochodom uzyskiwanym z dwóch źródeł: turystyki fotograficznej i polowań w celu zdobycia trofeów. To drugie ma znacznie mniejszy wpływ na środowisko oraz przynosi znacznie większe dochody na głowę niż pierwsze. Analizując dane finansowe w 2016 r. zauważono, że opłaty wniesione przez około 24 000 fototurystów odwiedzających park w tym roku, stanowiły mniej niż jedną trzecią dochodów uzyskanych w tym samym czasie od 46 myśliwych. Postanowiono więc wprowadzić cennik, który zaradzi tej dysproporcji.

Rys. 1 Porównanie dochodu parku w 2016 roku z turystyki (24.000 turystów = 17% dochodu) i polowań (46 myśliwych = 61% dochodu).

W związku z tym w styczniu 2018 roku TPNR (Timbavati Private Nature Reserve) podniosło opłatę pobieraną od turystów do 328 randów za osobę za noc (ok. 86 złotych). Uzyskano w ten sposób większe przychody z turystyki fotograficznej bez konieczności zwiększania liczby odwiedzających i tym samym zwiększania negatywnego wpływu turystyki na przyrodę. Dochód parku został zrównoważony pod względem przychodów, które wnosi każde z jego dwóch źródeł.

Pomimo mniejszej liczby turystów i myśliwych odwiedzających Timbavati w 2018 roku, przychody parku wzrosły. Timbavati spełniło więc swój cel: minimalizację wpływu ludzi na środowisko naturalne jednocześnie zapewniając sobie dochód na pokrycie kosztów operacyjnych.

Rys. 2 Porównanie dochodu parku w 2018 roku z turystyki (21.000 turystów = 51% dochodu) i polowań (21 myśliwych = 30% dochodu).

Turystyka fotograficzna i polowania są częścią rozsądnego zarządzania rezerwatami. Umożliwiają rozwój zdrowego ekosystemu, który zapewnia stabilność populacji roślin i zwierząt. Pracownicy Timbavati dokładnie kontrolują stan populacji dzikich zwierząt poprzez coroczne spisy z powietrza oraz coroczną ocenę stanu roślinności. Rezerwat dysponuje dokładnymi danymi obejmującymi ponad dwie dekady. Zebrane dane pokazują, że populacja zwierząt w Timbavati stale rośnie. Dotyczy to również słoni, których liczba maleje na innych obszarach Afryki.

Wzrost populacji zwierząt między 1998 a 2018 rokiem
> 145%

Wzrost populacji słoni między 1998 a 2018 rokiem
> 240%

W szerszej perspektywie

Timbavati było zawsze wierne zasadzie, że wpływ człowieka spowodowany rozbudową infrastruktury i turystyką wpływa negatywnie na rozwój dzikich obszarów. Dlatego też w celu minimalizacji tego wpływu postanowiono zminimalizować liczbę osób odwiedzających park. Timbavati wyznaje jednocześnie zasadę, że zasoby naturalne mogą i powinny być wykorzystywane w sposób odpowiedzialny. Jest ona realizowana przez organizowanie turystycznych foto-safari, polowań w celu zdobycia trofeów, coroczną redukcję populacji antylop impala (w celu zmniejszenie presji wypasu na ekosystem), wykorzystywanie dostępnych zasobów wody oraz pozyskiwanie drewna i piasku.

Zarówno turystyka fotograficzna jak i myślistwo są dobrym sposobem finansowania rezerwatów przyrody. Inne parki z regionu Greater Kruger są zachęcane do współpracy z Timbavati w celu spójnego zarządzania wyżej wymienionymi działaniami w sposób rzetelny i odpowiedzialny.

Wspólne działania w zakresie utrzymania wielkopowierzchniowych parków, takie jak:

  • zapewnienie korzyści z gospodarowania dziką przyrodą lokalnym przedsiębiorstwom,
  • znajdowanie innowacyjnych sposobów pomocy lokalnym społecznościom w uzyskiwaniu dochodów z działalności związanej z eksploatacją dzikiej przyrody,
  • wzrost znaczenia tych obszarów w życiu ludzi zamieszkujących okolice parków,

pozwala zwalczać nielegalne praktyki szkodzące obszarom dzikiej przyrody (m.in. kłusownictwo).

Park Timbavati zachęca media i ogół społeczeństwa do oceny z szerokiej perspektywy przyjętego sposobu zarządzania, mającego na celu zachowanie dobrostanu tych obszarów. Działania podejmowanie na terenie parku mają ogromny wpływ na integrację okolicznych obszarów dzikiej przyrody z korzyścią dla wszystkich zwierząt i roślin w ramach powstałego większego systemu. Właściciele parku mają nadzieję, że współpraca i zrozumienie przesłanek stojących za wybranym modelem finansowania ochrony przyrody ma na celu zapobieganie rozpadowi i rozdrobnieniu stref ochronnych w Greater Kruger.

 Model finansowania na 2019 rok

Ponieważ turystyka fotograficzna i łowiectwo stanowią dwa główne źródła finansowania rezerwatu Timbavati, to postanowiono przyjąć następujące założenia na rok 2019:

Od 1 stycznia 2019 r. do 31 grudnia 2019 r. opłata dotycząca fototurystów będzie wynosiła 368 randów za osobę za noc (około 97 złotych). Wzrost ten jest zgodny z podwyżkami stosowanymi przez Park Narodowy Krugera w odniesieniu do opłat za wstęp i zapewni niezbędne dochody dla rezerwatu Timbavati jednocześnie zapewniając mniejszą uciążliwość turystyki dla przyrody. Przewidywane wpływy do budżetu z tego typu opłat w roku 2019 będą stanowiły nieco ponad 50% dochodu, a szacunkowa liczba osób odwiedzających park wyniesie niecałe 21 000.

Poniższe tabele przedstawiają proponowane kwoty łowieckie na 2019 rok, które Timbavati przedłoży do zatwierdzenia administracji państwowej. Poniżej podkreślono kilka ważnych kwestii w odniesieniu do danych liczbowych zawartych w tych tabelach.

Tab. 1 Zwierzyna przeznaczona do komercyjnego odstrzału (sztuki – przedostatnia kolumna i % populacji – ostatnia kolumna). Kolejno (wierszami): słonie, bawoły, hipopotamy, kudu, impala, guziec, waterbuck (antylopa), żyrafa, gnu, zebra, hiena.

Powyższa tabela zawiera listę gatunków i liczbę zwierzyny przeznaczoną do odstrzału w ramach polowań dewizowych z których wpływy stanowią przychody rezerwatu. Dochody uzyskane z odstrzału dwóch byków bawoła zostaną przekazane społecznościom lokalnym. Pomoże to zacieśnić stosunki z ludnością zamieszkującą tereny sąsiadujące z rezerwatem.

Tab.2 Liczba i procent populacji zwierzyny przeznaczonej do redukcji (polowania niekomercyjnie).

Druga tabela przedstawia listę i liczbę zwierząt przeznaczonych do redukcji w ramach polowań niekomercyjnych. Nie przynoszą one dochodów. W przypadku impali polowania mają na celu wyłącznie kontrolę populacji.

Tab.3 Liczba i procent populacji imali przeznaczonej do redukcji w ramach kontroli populacji w latach 2019-2020.

1 600 impali które zostaną upolowane zgodnie z założeniami tabeli nr 3 powyżej, stanowi część programu zarządzania rezerwatem. Odstrzał tych antylop jest niezbędny w celu ograniczenia ich wpływu na naturalne pastwiska, a tym samym na dostępność pożywienia dla innych zwierząt roślinożernych.

Program odstrzału zwierzyny stanowi ponad 96 % planowanej redukcji populacji w ramach parku i obejmuje zwierzęta, których populacja zostanie zredukowana zarówno przez sam park Timbavati (1 600 zwierząt – tabela 3), jak i te, których odstrzał spoczywa na właścicielach ziem wchodzących w skład rezerwatu (390 zwierząt – tabela 2). Programy odstrzału są kosztowne i czasochłonne, ale są niezbędne dla utrzymania dobrego stanu przyrody w rezerwacie. Decyzje dotyczące odstrzału są oparte na corocznych badaniach stanu populacji.

Powyższe dane liczbowe zakładają zorganizowanie polowań dla około 28 myśliwych, którzy odwiedzą Timbavati w 2019 r. Przy czym przeznaczono do odstrzału w ramach tego typu polowań niecałe 0,5 % całkowitej populacji zwierząt. Zaplanowane w budżecie dochody z tych polowań będą stanowić około 30 % całkowitych dochodów parku w 2019r.

Mądre gospodarowanie i dobre praktyki w Greater Kruger

W 2018 r. zmieniono i znormalizowano przepisy regulujące polowania w łowiskach. Rezerwat Timbavati uczestniczył w tym procesie, wraz z innymi prywatnymi rezerwatami, przedstawicielami przemysłu, Narodowym Parkiem Krugera, Agencją Turystyki i Parków Mpumalanga (MTPA), Departamentem Rozwoju Gospodarczego, Środowiska i Turystyki Limpopo (LEDET) oraz wieloma ekspertami. Nowe przepisy biorą pod uwagę wszystkie regionalne i krajowe przepisy prawne, jak również wymogi TOPS (dot. gatunków zagrożonych lub chronione) oraz nakładają jeszcze większą odpowiedzialność na myśliwych rekreacyjnych i myśliwych zawodowych wprowadzając systemem kar za wykroczenia. Przepisy stanowią, że w przypadku popełnienia wykroczenia przez myśliwego, oprócz nałożenia na niego kary pieniężnej, zostanie on również pozbawiony możliwości kolejnych polowań.

Należy podkreślić, że żadne polowanie nie odbywa się bez wcześniejszego spisu zwierzyny i innych specjalistycznych badań ekologicznych. Kierownictwo parków, MTPA, LEDET, SANPark i inni eksperci naukowi spotkają się w celu wypracowania wspólnego stanowiska. Przedstawiony plan łowiecki jest szczegółowo analizowany, a władze zajmujące się ochroną przyrody biorą pod uwagę zrównoważony rozwój ekosystemu, wkład łowiectwa w koszty utrzymania rezerwatów oraz, co ważne, sposób w jaki dochody z łowiectwa będą wspierać ochronę obszarów zajmowanych przez rezerwaty jak również przyrodę poza ich granicami.

Równolegle ze zmienianą przepisów łowieckich trwa proces wdrażania „Zestawu najlepszych praktyk w zakresie odpowiedzialnej turystyki w Greater Kruger”. Zestaw ten powstaje wspólnym wysiłkiem Parku Narodowego Kruger, prywatnych rezerwatów przylegających do parku narodowego, Departamentu Ochrony Środowiska (DEA) oraz zainteresowanych stron z branży turystycznej. Określi standardy i zasady dla operatorów turystycznych w systemie parków Greater Kruger. Wytyczy również cele najlepszych praktyk wraz ze sposobami w jaki mają być osiągnięte. Inicjatywa ta uznaje potrzebę regulacji, monitorowania i kontroli działalności turystyki fotograficznej w ramach obszaru Greater Kruger. Ma na celu zapewnienie, że praktyki w zakresie turystyki będą tak samo korzystne dla środowiska jak regulowana przepisami działalność łowiecka.

Park Timbavati zaczęło już wdrażać nowe przepisy łowieckie i aktywnie uczestniczy w pracach komitetu ds. opracowania zestawu najlepszych praktyk w zakresie odpowiedzialnej turystyki. Zarząd Timbavati jest dumny, że może być częścią tych inicjatyw mających na celu zapewnienie korzyści dla środowiska jak i wszystkich zaintersowanych stron, turystyki fotograficznej jak i etycznego łowiectwa.

Co czeka Timbavati? Tworzymy wspólnie historię.

Wkrótce Timbavati będzie sygnatariuszem historycznego Porozumienia o Współpracy Greater Kruger / GLTFCA (które ma zostać podpisane między rezerwatami działającymi w tzw. systemie otwartym) w celu zapewnienia spójnego i przejrzystego zarządzania obszarami chronionymi. Nie chodzi tu tylko o regulację polowań i odpowiedzialne praktyki turystyczne, ale również o kwestie krytyczne, takie jak zarządzanie bezpieczeństwem, ochroną oraz inwestycjami wspomagającymi lokalne społeczności.

Od początku istnienia parku kierownictwo Timbavati jest wrażliwe na lokalne wyzwania w zakresie ochrony przyrody i śledzi globalne trendy. Stale poszukuje sposobów na poprawę i dywersyfikację swojego modelu dochodów. Będąc integralną częścią terenów Greater Kruger, park Timbavati jest oddany idei współistnienia wielu form użytkowania gruntów i wypracowania wspólnych norm etycznych regulujących sposób w jaki zarówno chroni się jak i korzysta z dóbr natury.

O innym przykładzie ochrony dzikiej przyrody można przeczytać we wpisie pt. Ratowanie ginących gatunków dzięki pasji myśliwych.

Zainteresowanym ekonomicznym aspektem sprawy polecam książkę „To nie musi być państwowe” autorstwa Jakuba Wozińskiego.


Opracowanie na podstawie Sustainability and the Funding of the Timbavati Private Nature Reserve

Wenezuelczycy żałują wprowadzonego zakazu posiadania broni, który okazał się „deklaracją wojny przeciwko nieuzbrojonej ludności”

Wraz z postępującym rozpadem Wenezueli pod socjalistyczną dyktaturą prezydenta Nicolasa Maduro coraz więcej ludzi dostrzega szkodę jaką wyrządziła zwykłym obywatelom wprowadzona 6 lat temu ustawa o kontroli broni, która ich tej broni pozbawiła.

„Broń jest niezbędnym filarem utrzymania wolności narodu lub przynajmniej zabezpieczenia jego zdolności do walki”

 — powiedział Fox News Javier Vanegas, 28-letni wenezuelski nauczyciel języka angielskiego przebywający w Ekwadorze na wygnaniu. „Rządowe siły bezpieczeństwa od samego początku tej katastrofy wiedziały, że nie spotkają się z żadnym realnym sprzeciwem wobec swojej siły. Można więc powiedzieć, że wprowadzenie zakazu było jasną deklaracją wojny z nieuzbrojoną częścią populacji„.

Zdjęcie z 13 kwietnia 2010. Członkowie Narodowej Milicji Rewolucyjnej trzymają broń i obraz prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza na uroczystości upamiętniającej dziewiątą rocznicę powrotu Chaveza do władzy po nieudanym zamachu stanu z 2002 r., które miały miejsce w Caracas, Wenezuela. (AP Photo/Ariana Cubillos, File)

Wenezuelskie Zgromadzenie Narodowe pod przewodnictwem ówczesnego prezydenta Hugo Chaveza uchwaliło w 2012 roku „Ustawę o kontroli broni, amunicji i rozbrojeniu”, której wyraźnym celem było „rozbrojenie wszystkich obywateli”. Ustawa weszła w życie w 2013 roku przy sprzeciwie niektórych prodemokratycznych opozycjonistów. Ustawa zdelegalizowała sprzedaż broni i amunicji z wyłączeniem podmiotów rządowych.

Chavez wprowadził na początku kilkumiesięczny program amnestii, zachęcając Wenezuelczyków do wymiany broni w zamian za sprzęt AGD. W tym samym roku odnotowano tylko 37 przypadków dobrowolnego zdania broni, podczas gdy większość — ponad 12 500 — została skonfiskowana siłą.

W 2014 roku wraz z nastaniem rządów Nicolása Maduro, który przejął stery po śmierci Chaveza, kontynuowano socjalistyczną politykę „Chavista”. Rząd wydał ponad 47 milionów dolarów na egzekwowanie zakazu posiadania broni, m.in. na wielkie publiczne pokazy jej niszczenia na rynkach miast.

Były właściciel sklepu z bronią w Wenezueli, który od czasu wprowadzenia zakazu mógł sprzedawać wyłącznie artykuły wędkarskie, powiedział Fox News, że zakazano mu sprzedaży wszystkich rodzajów broni — nawet procy — i podkreślił, że zakazano sprzedaży cywilom nawet śrutu do wiatrówek i pistoletów ASG. Mogli kupować je wyłącznie policjanci i wojskowi.

Obecnie za nielegalne noszenie lub sprzedaż broni grozi kara 20 lat więzienia.

CARACAS, VENEZUELA – MARZEC 04: Plakat upamiętnia byłego prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza w pobliżu koszar, gdzie Chavez został porwany 4 marca 2014 r. w Caracas w Wenezueli. (zdjęcie Johna Moore’a/Getty Images) (2014 Getty Images)

Jeszcze przed reformą z 2012 r. w całym kraju istniało tylko osiem sklepów z bronią palną. Proces uzyskania pozwolenia na posiadanie i przewożenie broni obarczony był długim czasem oczekiwania, wysokimi kosztami i łapówkarstwem „aby proces przyspieszyć”. Zajmował się tym jeden wydział, który działał pod patronatem Ministerstwa Obrony Narodowej.

„Wenezuelczycy zbytnio się tym stanem rzeczy nie przejmowali. Pomysł posiadania środków w celu ochrony domu był postrzegany jako mający zastosowanie tylko w terenie. Nikt wtedy by nie uwierzył, że kiedykolwiek będzie musiał bronić się przed rządem” — wyjaśnił Vanegas. „Wenezuelczycy żyli w przekonaniu, że ich rząd nigdy nie obróci się przeciwko nim, nie naruszy praw człowieka i zawsze będzie miał przestępczość pod kontrolą„.

Były sprzedawca broni powiedział również, że nie trzeba było wiele czasu, aby dotychczasowa opinia publiczna na ten temat legła w gruzach. „Gdyby broń była trwałym elementem naszej kultury, gdyby istniało poczucie obowiązku ochrony praw jednostki przez samych obywateli, również w znaczeniu przeciwwagi dla siły rządu — a legalne posiadanie broni było rzeczą powszechną — to dziś sytuacja była by zupełnie inna„.

Od kwietnia 2017 roku prawie 200 prodemokratycznych demonstrantów w Wenezueli — uzbrojonych głównie w kamienie — zostało zastrzelonych przez siły rządowe w brutalnym odwecie za wzywanie do zakończenia represji ze strony reżimu socjalistów. Niegdyś bogaty dzięki ropie naród kontynuował staczanie się po równi pochyłej prowadzącej do ruiny finansowej, skrajnej przemocy i łamania praw człowieka. Szacuje się, że od 2015 roku około trzech milionów Wenezuelczyków zostało zmuszonych do ucieczki.

Przykład Wenezueli pokazuje, że śmiertelne niebezpieczeństwo grozi obywatelom pozbawionym środków do oparcia się opresji ze strony przestępczego rządu„, powiedział David Kopel, analityk polityczny i dyrektor ds. badań w Instytucie Niepodległości oraz adiunkt w Instytucie Zaawansowanego Prawa Konstytucyjnego na Uniwersytecie w Denver. „Wenezuelscy władcy — podobnie jak ich kubańscy mistrzowie — najwyraźniej postrzegali posiadanie broni przez obywateli jako potencjalne zagrożenie dla utrzymania monopolu na władzę przez komunistów„.

Ponad trzy miliony osób uciekło z Wenezueli do sąsiedniej Kolumbii od czasu nasilenia się kryzysu w 2015 roku.

Chociaż wprowadzenie ustawy zostało przedstawione ludności jako wysiłek mający na celu poprawę bezpieczeństwa i znacznego zmniejszenia przestępczości, to wiele osób wskazuje teraz na Wenezuelę jako studium przypadku, w którym zakaz posiadania broni przyniósł skutek odwrotny do deklarowanego.

I tak już wysoki wskaźnik przestępczości z użyciem przemocy gwałtownie wzrósł. W 2015 r. zamordowano prawie 28 000 osób, a wskaźnik zabójstw stał się najwyższy na świecie. Dla porównania, według GunPolicy.org — międzynarodowej inicjatywy na rzecz zakazu broni palnej i badań nad polityką w tym zakresie — morderstw było niecałe 10 000 w 2012 r. i 6 500 w 2001 r. (na rok przed dojściem Chaveza do władzy).

Łączną liczbę ofiar śmiertelnych spowodowanych użyciem broni palnej w 2013 roku oszacowano na 14 622, która to liczba wzrosła z 10 913 osób w 2002 roku. Pomimo, że szczegółowe dane nie są obecnie ujawniane przez rząd, to we wrześniu tego roku Amnesty International ogłosiła, że Wenezuela miała wskaźnik zabójstw „wyższy niż w niektórych strefach objętych działaniami wojennymi” — 89 osób na 100 000 mieszkańców — i trzykrotnie wyższy niż niestabilna politycznie sąsiednia Brazylia.

Analitycy znaczną część zbrodni przypisują gangom nazywanym w języku hiszpańskim „collectivos” („kolektywy”) — utworzonym celowo i wspieranym przez rząd.

„Władza powołała je w celu sprawowania kontroli nad społeczeństwem przez pośredników. To chłopaki na motocyklach z biednych dzielnic, którzy zabijają wszelkich protestujących”, powiedziała Vanessa Neumann, założycielka i prezes wenezuelsko-amerykańskej firmy badawczo-konsultingowej Asymmetrica, z siedzibą w Waszyngtonie, zajmującej się badaniem ryzyka politycznego. „Polityka rządu w zakresie reformy dostępu do broni polegała na kontroli społecznej. Ponieważ obywatele byli coraz bardziej zdesperowani, głodni i źli na sytuację polityczną, władza nie chciała, aby byli w stanie się bronić. Nie chodziło o bezpieczeństwo; chodziło o monopol państwa na przemoc i kontrolę społeczeństwa„.

Podczas gdy wenezuelscy obywatele zostali pozbawieni możliwości posiadania broni, „kolektywy” założone przez Chaveza, gdy tylko ten doszedł do władzy, zostały uzbrojone. Uważane za kluczowe dla przetrwania dyktatury socjalistycznej „kolektywy” te służą brutalnemu zwalczaniu grup opozycyjnych. Jednocześnie rząd może oficjalnie umywać ręce od ich działań i udawać, że zachował twarz.

35-letni Eduardo Espinel uciekł dwa lata temu z powodu groźby porwania go przez miejscowych gangsterów. Ten przedstawiciel szybko rosnącej populacji Wenezuelczyków w kolumbijskim przygranicznym miasteczku Cucuta powiedział, że nowe prawo przyczyniło się do eskalacji przemocy, pozwalając „collectivos” na swobodne i zgodne z prawem strzelanie i zabijanie.

„Wszyscy poza zwykłym obywatelem. To prawo rozbroiło zwykłych ludzi, ale wszyscy inni mogą nosić broń”, powiedział Espinel. „Takie prawo może mieć sens w normalnym kraju, ale w Wenezueli nie ma sensu. Ludzie stają w obliczu przestępczości i nie mają środków do obrony”.

35-letni Eduardo Espinel, przedstawiciel szybko rosnącej populacji Wenezuelczyków w kolumbijskim przygranicznym mieście Cucuta, powiedział, że ustawa o broni palnej w rzeczywistości rozprzestrzeniła przemoc w jego kraju. (Fox News/Hollie McKay)

Maribel Arias, 35-latka, która niegdyś była studentką prawa i nauk politycznych na Uniwersytecie w Los Andes w swoim rodzinnym stanie Mérida, żałuje, że nie może polegać na służbach państwowych. Dwa lata temu uciekła przez kolumbijską granicę z rodziną. Mieszkają z mężem głównie na ulicy i na zmianę opiekują się czwórką dzieci. Podejmują dorywcze prace, takie jak sprzedaż wody czy czyszczenie toalet.

Mieszkańcy Wenezueli powinni mieć prawo do noszenia broni, ponieważ po prostu w okół jest zbyt wiele przemocy. Ludzie powinni mieć prawo do obrony kiedy wymiar sprawiedliwości nie działa” – twierdzi Arias. „Jeśli zadzwonisz na policję, to policja przyjedzie tylko wtedy, gdy zechce. Jeśli złapią przestępców, być może odbiorą im to co ukradli, ale zazwyczaj znowu puszczają ich wolno. To błędne koło” – powiedziała Arias.

Maribel Arias, 35-latka, była studentka prawa i nauk politycznych. Żałuje, że nie może polegać na służbach państwowych.

Wiele osób twierdzi, że wprowadzony zakaz posiadania broni w pewien sposób wpłynął negatywnie na samą policję i organy ścigania, które stały się teraz celem gangów ulicznych. W 2016 r. nastąpił 14-procentowy wzrost liczby zabójstw policjantów. Według Insight Crime ponad 80 procent napastników ukradło po ataku policjantowi broń.

Niektórzy eksperci twierdzą, że znaczna część broni i amunicji używanej przez gangsterów znajdowała się niegdyś w rękach sił rządowych. Przestępcy weszli w jej posiadanie przez kradzież lub zakup od skorumpowanych osób.

Dodatkowo sytuację komplikuje fakt, że siły policyjne nie radzą sobie z przestępczością i korupcją. „Wiele przestępstw jest popełnianych przez samą policję, wielu przestępców to policjanci”, powiedział Saul Moros, 59-latek pochodzący z wenezuelskiego miasta Walencja.

Luis Farias, lat 48, z Margarity, powiedział, że przemoc z użyciem broni była pewnym problemem, gdy legalną broń można było swobodnie kupić. Ale sytuacja zmieniła się na gorsze po wprowadzeniu zakazu jej legalnego posiadania. „Matka kryminalistów została wypuszczona na wolność” powiedział Farias. „Zakaz posiadania broni nie sprawił, że zniknęła ona z ulic. Nikt nie dba o prawo; przestępcy lekceważą przepisy„.

„Wiele przestępstw jest popełniane przez samą policję, wielu przestępców to policjanci.”, powiedział Saul Moros. Przestępstwa z użyciem broni były problemem, ale stały się dużo gorszym problemem, gdy wprowadzono zakaz legalnego posiadania broni.

Kwitnie czarny rynek broni. Szacuje się, że w Wenezueli w obiegu znajduje się sześć milionów niezarejestrowanej broni palnej, ale nie jest ona dostępna dla zwykłego, praworządnego Wenezuelczyka.

Czarny rynek broni działa prężnie, wykorzystują go głównie agresywni przestępcy„, powiedział Johan Obdola, zajmujący się wcześniej w Wenezueli zwalczaniem handlu narkotykami. Obecnie jest prezesem założonej w Kanadzie firmy wywiadu i bezpieczeństwa IOSI, której działania skupiają sie na Ameryce Łacińskiej. „Wenezuelczycy, którzy chcą po prostu chronić się przed reżimem są całkowicie bezbronni”.

Wprawdzie ceny broni zmieniają się codziennie, ale jak podają źródła karabin AR-15 można kupić za około 500 dolarów, a pistolet za około 250 dolarów. Przeciętnego Wenezuelczyka nie stać na taki zakup.

„Broń można nabyć nielegalnie od zorganizowanej na kształt piramidy mafii. Duża organizacja przestępcza na jej szczycie ma łatwy dostęp do broni pochodzącej bezpośrednio od rządu, a czasami oferują zupełnie nową, nieużywaną broń”, wyjaśnił Vanegas. „Przesuwając się coraz niżej w tej piramidzie, broń można zdobyć od najbliższej grupy przestępczej, której podlega dane terytorium. Nie jest to opcja dla osób uczciwych, z uwagi na fakt, że aby dostać nielegalną broń, musisz mieć do czynienia z przestępcami. I z wielu oczywistych powodów ludzie nawet tego nie rozważają”.

Wenezuelski rząd zaprzecza, że znalazł się w stale pogarszającym się kryzysie, spowodowanym przez jego własną politykę. Zamiast tego obwinia Stany Zjednoczone i przywódców opozycji za prowadzenie „wojny gospodarczej”.

22 lutego 2014 r: grupa zamaskowanych mężczyzn ucieka zaraz po tym, jak policja w Caracas w Wenezueli wystrzeliła gaz łzawiący. (AP)

Według Omara Adolfo Zaresa Sancheza, 48-letniego prawnika, polityka i byłego burmistrza gminy Campo Elías w wenezuelskim stanie Mérida, jest już za późno, by udostępnić legalną broń zwykłym obywatelom.

Bez wątpienia, gdyby istniała równowaga dzięki zbrojnej obronie, moglibyśmy powstać i zatrzymać ucisk już na samym początku„, stwierdził. „Ale na ulicach jest teraz zbyt wiele anarchii. Ułatwienie komukolwiek teraz zakupu broni zapoczątkowałoby wojnę domową”.

Niektórzy Wenezuelczycy twierdzą, że przemoc gwałtownie wzrosła od wprowadzenia ustawy zakazującej posiadania broni, ale jej nasilenie spowodowane było również załamaniem się gospodarki i pogorszeniem sytuacji w kraju. „Od początku problemem było to, że w Wenezueli wiele osób żyje łamiąc prawo. Przestępczość jest sposobem na życie”, powiedziała Emberly Quiroz, 25 lat, matka trójki dzieci. „Dostęp do broni nie rozwiąże problemu”.


Źródło: https://www.foxnews.com/world/venezuelans-regret-gun-prohibition-we-could-have-defended-ourselves

Autorka oryginalnego wpisu Hollie McKay jest pracownikiem Fox News Digital od 2007 roku. Obszernie relacjonowała sytuację w takich strefach wojny jak Irak, Syria, Jemen, Afganistan, Pakistan, Birma i Ameryka Łacińska, prowadząc dochodzenia w sprawie globalnych konfliktów, zbrodni wojennych i terroryzmu na całym świecie. Można ją śledzić na Twitterze i Instagramie @holliesmckay