Kto obciął sarnie cewki?

Od znajomego myśliwego dostałem dziś zdjęcia małego koźlęcia z uciętymi przez maszynę do koszenia łąk cewkami (cewki to w języku łowieckim nogi sarny). Zobaczcie sami: jedna cewka odcięta, druga trzyma się na samej skórze. Będzie zdychało przez kilka dni. Matka będzie go pilnowała przez cały ten czas.

Co roku giną w Polsce tysiące koźląt podczas maszynowego koszenia łąk. Łąki koszone są z dwóch powodów:

1. Dotacje UE wymagają, aby rolnik skosił łąkę do końca lipca.

2. Zakredytowani po uszy rolnicy robią wszystko by spłacić długi zaciągnięte np. na budowę nowej stodoły.

Kiedyś rolnicy czekali z pokosem do św. Jana (23-24 czerwca). Dzisiaj presja na dostarczanie jak największych ilości mleka, dopłaty unijne i zaciągnięte kredyty powodują, że rolnik wyjeżdża na łąkę kilka razy w roku nie zważając na to, że w wyniku prac polowych giną tysiące zajęczaków, gniazdujących na ziemi w sezonie lęgów ptaków, czy noworodki saren.

Prowadząca młode sarna widząc niebezpieczeństwo ostrzega je, a te w bezwarunkowym odruchu przylegają maksymalnie do ziemi próbując w ten sposób się ukryć. Nie ruszą się z tak zajętej pozycji dopóki matka nie odwoła alarmu. Nie uciekają nawet przed ostrzem kosiarki, bo instynkt nakazuje im leżeć nieruchomo.

Jak to się kończy możecie zobaczyć na załączonych zdjęciach. Niby żyjemy w cywilizowanym kraju, podejrzewam, że większość mieszkańców wsi chodzi co tydzień do kościoła, a mimo to co roku kilkadziesiąt procent małych sarenek ginie w cierpieniach pod kołami maszyn rolniczych. Po to żebyśmy mogli pić mleko. Jeszcze więcej mleka.

Kościół z tym nic nie robi, bo poszedł by z torbami. Żaden rolnik zganiony z ambony w niedzielę za takie traktowanie zwierząt nie wrzuci przecież na tacę.

Biurokraci w Brukseli mają swoje socjalistyczne cele Wspólnej Polityki Rolnej i nie interesują ich cierpiące i ginące z tego powodu dzikie zwierzęta. Zresztą komuniści zawsze hołdowali zasadzie „cel uświęca środki„.

Organizacje „ekologiczne” nabierają w tym temacie wody w usta. Słyszeliście kiedyś, żeby Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot, Gaja, WWF lub Greenpeace informował o masakrze jaka co roku ma miejsce na naszych łąkach? Na ich stronach pod hasłem „koszenie łąk” nie znajdziecie nic… Nie ma tematu. Są zajęci ratowaniem korników.

Tematu nie podnosi też nigdy PZŁ. Może dlatego, że jeszcze do niedawna poPRL-owski zarząd tego zrzeszenia zajęty był zarabianiem pieniędzy a nie ochroną przyrody.

Koźlęta przychodzą na świat między połową maja a połową czerwca. Sarny rodzą się na łąkach lub w lesie, w zależności od tego jaki teren zajmują (sarna leśna, sarna polna). Wystarczyło by, żeby rolnicy wstrzymali się z koszeniem do połowy czerwca. Idealnie by było, gdyby dzień przed koszeniem stosowali odstraszacze — wystarczy w tym celu rozwiesić na łące białe prześcieradła. Sarny zaniepokojone pojawieniem się takich elementów odciągną swoje potomstwo w inne, bezpieczne miejsce przynajmniej na kilka dni. Umożliwi to rolnikowi bezkrawy pokos.

Unia Europejska gdyby tylko chciała, to wprowadziła by obowiązek stosowania wypłaszaczy jako warunku koniecznego do wypłaty dotacji.

Zajęczaki giną u nas podobnie. Nikt tego już pewnie nawet nie liczy. A je też można uratować mocując na przedzie maszyn koszących specjalne łancuchy wypłaszające.

Ważny jest też sposób koszenia. Powinno się to robić zaczynając od środka uprawy, a nie od brzegów. Tak żeby przynajmniej część zwierząt mogła uciec.

Mam wrażenie, że temat żyje tylko wśród myśliwych — ale zaraz, przecież oni „nie mają serca”.